matka polka emigrantka

Ja i moje życie – jak przetrwać

Czas.

Trzy dźwięki tego słowa, wybrzmiewają przez wieczność, są niezgłębioną tajemnicą filozofów i mają krótkie brzmienie sekundnika w zegarku, jakby były emblematem władzy nad naszym życiem.

Dziś sobota. Wczoraj wróciłam z krótkiej przerwy w rodzinnym mieście — Zielonej Górze, gdzie właśnie Bachus, bóg wina objął na czas (7 dni) władzę nad miastem i toczy się Winobranie. Miasto rozkopane, reorganizacja ruchu, miasto tętniące życiem, leje się wino i sypie kasa na pajdy chleba ze smalcem i kiełbasą. Nie, nie jadłam — nigdy nie jadłam smalcu i dobrze mi z tym;)

Taka przerwa — tym razem na liście była Valencia, ale jednak w rodzinnym mieście niebo też było niebieskie i upał panował czasowo z Bachusem.

Skorzystałam: endokrynolog, ginekolog 🙃ale była też część kulturalna: teatr. Dawno się tak nie śmiałam.

Winko w rodzinnym towarzystwie też było wyborne. A i pogaduchy z dziewczynami z ławek szkolnych, jak zawsze działają jak terapia… wszystko na plus. 

Tylko czasu jak zawsze za mało.

Ale taka zmiana otoczenia, pozwala nabrać dystansu do wielu wydarzeń. Odetchnąć i przeanalizować… pewne niespodzianki, wprawiły mnie w zaskoczenie — dziękuję dobrej duszy za podwózkę😙 Pewne zachowania osób, na których zdawało się mogłam polegać, zawiodły. Ale przecież nie może być zawsze wedle naszego życzenia.

Jednak wracając do domu, pomyślałam: w weekend odpoczywam. A że podróż powrotna zaczęła się od wyboru wejścia w nie ten pociąg do Poznania —dziękuję pani konduktor, która mnie zapytała, czy przypadkiem nie kupiłam biletów na intercity, który stoi na drugim peronie — to wyobraźcie sobie, to była najcięższa przeprawa i rekord w sprincie na 100 m przez schody z 20 kilogramową walizką i dwoma plecakami, które spokojnie z prasówką dla każdego członka rodziny ważyły po 10 kg. I moje najmłodsze dziecię, radosne i nieświadome kompletnie mojego uczucia pt. „zaraz haftnę z tego wysiłku”. Dziś mam okropne zakwasy, zatem ja naprawdę leżę i odpoczywam. Gapię się w okno, słucham muzyki w słuchawkach, obok mnie Kasztanek ogląda „Little Eisteins”. Reszta na dworze: koszą trawę, jeżdżą na rowerze, grają w piłkę. 

To czas sprawia, może też długie rozmowy z dobrymi dla nas ludźmi, że dochodzi się do takiego momentu, kiedy uczymy się odpoczywać. Sami dla siebie.

Bo może czas nauczyć się przy okazji kilku innych prawd o życiu: np. że przyjaźń to trudne zaangażowanie się w sprawy drugiej osoby, czasami trudna relacja, ale pierwszym warunkiem jej istnienia są dwie osoby, po równo w swoje sprawy zaangażowane? Mające dla siebie czas i zawsze dążące do spotkania, do spędzenia czasu we własnym towarzystwie itd…. 

Ale ważne by swój czas dobrze wykorzystać. Żeby nie tracić go na coś, co nie ma dla kogoś znaczenia. Albo kiedy dochodzicie do punktu, że właściwie staraliście się dla kogoś, a ten ktoś wcale tego nie potrzebuje, nie przyjmuje lub nie pojmuje.

Tak czy owak, obyście mieli czas na takie swawolne rozkminki, na odpoczynek i znalezienie spokoju na kolejny, pracowity tydzień.

Dziś tak krótko by nie zabierać Wam czasu:)

Udostępnij

Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
0
Would love your thoughts, please comment.x